Wiara w siebie to nie magia ani wrodzona cecha zarezerwowana tylko dla nielicznych. To efekt wielu psychologicznych, społecznych i biologicznych czynników, które wpływają na nasze postrzeganie siebie. Mimo że z zewnątrz ktoś może wydawać się pewny siebie, wewnętrznie wiele osób toczy codzienną walkę z krytykiem w głowie. Dlaczego więc tak trudno jest czasem naprawdę uwierzyć w siebie?
Wewnętrzny krytyk – głos, który podcina skrzydła.
W każdej z nas istnieje wewnętrzny dialog. Jeśli dorastałyśmy w środowisku, w którym częściej słyszałyśmy: „nie dasz rady”, „znowu zrobiłaś to źle”, „inni robią to lepiej” – ten głos zostaje w psychice jako automatyczna narracja. To nie jest głos prawdy, ale głos lęku i przykrego doświadczenia. Psychologia nazywa to introjekcją, czyli przejmowaniem cudzych opinii o nas jako swoich własnych.
Wewnętrzny krytyk często działa z ukrycia. Mówi nam, że „musimy być idealne”, zanim zasłużymy na uznanie. A jeśli nie spełniamy tych nierealnych standardów, uznajemy, że jesteśmy „niewystarczające”. To prosta droga do utraty wiary w siebie.
Skrypty z dzieciństwa i brak bezwarunkowej akceptacji.
Większość naszych przekonań o sobie kształtuje się we wczesnym dzieciństwie. Jeśli nasze potrzeby emocjonalne nie były wystarczająco zaspokajane (np. potrzeba bycia zauważoną, wspieraną, ważną, wysłuchaną), w dorosłości często próbujemy zasłużyć na miłość i uznanie przez nadmierne staranie się, perfekcjonizm, porównywanie się, bycie „zadowalaczem” innych.
Dziecko, które nie poczuło, że jest dobre takie, jakie jest, bardzo rzadko wyrasta na dorosłą osobę z autentyczną wiarą w siebie. Taki brak wewnętrznego fundamentu może sprawiać, że nawet wielkie sukcesy nie przynoszą poczucia własnej wartości.
Destrukcyjny perfekcjonizm.
Perfekcjonizm to jedna z najczęstszych przyczyn niskiej wiary w siebie. Choć często przedstawiany jako coś pozytywnego („stawiaj sobie wysokie cele!”), to prawda jest taka, że destrukcyjny perfekcjonizm wiąże się z chronicznym niezadowoleniem z siebie, strachem przed porażką i odkładaniem działań „na później”, dopóki nie będą idealne.
Kiedy wierzymy, że „albo zrobię coś perfekcyjnie, albo wcale”, trudno czuć się kompetentną. Zaczynamy podważać swoją wartość na podstawie nierealnych standardów, które same sobie narzuciłyśmy.
Lęk przed oceną i porażką.
Wiara w siebie to często gotowość do działania mimo ryzyka błędu. Ale jeśli wychowanie, szkoła lub wcześniejsze doświadczenia nauczyły nas, że porażka równa się wstydowi albo odrzuceniu, zaczynamy się jej panicznie bać.
Psychologiczne mechanizmy obronne – takie jak unikanie, prokrastynacja czy wycofanie, chronią nas przed dyskomfortem. Ale też zabierają okazje, by zbudować wiarę w siebie na doświadczeniu, nie tylko na słowach. Bo tak się ją buduje na najgłębszych warstwach naszej podświadomości.
Brak kontaktu ze sobą i swoim ciałem.
Wiara w siebie nie jest tylko kwestią myśli. To także odczucie w ciele. Jeśli przez lata żyłaś odcięta od swoich potrzeb, emocji i sygnałów z ciała (np. przez nadmierne dostosowywanie się, tłumienie emocji, działanie na autopilocie), trudno poczuć wewnętrzną siłę. Psychologia somatyczna pokazuje, że poczucie „ja mogę, potrafię, zasługuję” zaczyna się często nie w głowie, ale w oddechu, postawie ciała i kontakcie z własnymi granicami.
Nieświadome przekonania i autosabotaż.
Czasem nie wierzymy w siebie, bo podświadomie nie chcemy uwierzyć. Brzmi paradoksalnie, ale mózg dąży do tego, co znane, nawet jeśli to niekomfortowe. Jeśli przez całe życie wierzyłaś, że jesteś „tą, która nie daje rady”, każda próba zmiany może budzić opór. Nieświadomie możemy sabotować swoje działania, bo sukces oznaczałby konieczność przedefiniowania całej tożsamości. A to brzmi przerażająco dla logicznej części naszego mózgu.
To, że trudno Ci czasem uwierzyć w siebie, nie oznacza, że coś jest z Tobą nie tak. To raczej skutek doświadczeń, przekonań, schematów i presji, którym byłaś poddawana. Ale dobra wiadomość jest taka, że wiary w siebie można się nauczyć. Tak jak można poradzić sobie z tym krytycznym głosem w głowie, nauczyć się siebie wspierać i tworzyć swoje życie nie z poziomu lęku, ale z poziomu mocy, odwagi i czułości do siebie.
Ja też kiedyś nie wierzyłam w siebie. I było mi trudno. Bo wiara w siebie to fundament szczęśliwego życia. Bez niej nie wierzymy, że zasługujemy na to, co dobre i wybieramy ochłapy. Zadowalamy się byle czym. Często tym, co toksyczne, fałszywe, destrukcyjne. Przez lata poznawałam i testowałam różne rozwojowe metody, dzięki którym można dotrzeć do swojej podświadomości i zmienić ukryte w niej kody. Bo to te kody sprawiają, że nosimy w sobie negatywne przekonania na swój własny temat. A to z kolei sprawia, że nie wierzymy w siebie, a nasze życie staje ciągłym torem przeszkód. Z tym że, ciągle mamy pod górę i bardzo rzadko jest z górki. A to bywa wykańczające!
Niektóre z takich sposobów na zbudowanie w sobie wiary w siebie, wymyśliłam sama i wiem, że działają! Dzięki temu, że zaczęłam w swoim życiu regularny trening mentalny, to uwierzyłam w siebie, odważyłam się na więcej, zaczęłam osiągać to, czego chciałam i akceptować to wszystko, co jest poza moją kontrolą. Już wkrótce podzielę się tymi sposobami, bo chcę, aby dowiedziało się o nich jak najwięcej kobiet!
Ściskam Cię
Karolina